Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś, na zadane przez Jessikę Hausner pytanie o to, kiedy będzie obiad, w dzieciństwie odpowiedział jej sakramentalną i staropolską frazą „głód jest najlepszym kucharzem”. A ona, odbierając te słowa zbyt personalnie, kilkanaście lat później dostarczyła jeden z najlepszych filmów w tegorocznym konkursie głównym na festiwalu w Cannes.

„Club Zero” jest bowiem fantastyczną satyrą, intrygującym thrillerem oraz dowodem na to, że można uczyć się na popełnionych wcześniej błędach. Po miernym „Little Joe”, Hausner nadal romansuje z chłodnym (czasem wręcz lodowatym) stylem opowiadania historii, jednakże wplata weń abstrakcyjny i krawędziowy humor. Opowieść o nauczycielce świadomego odżywiania się, która po zatrudnieniu w jednej z prywatnych szkół posuwa się coraz dalej w swoich praktykach nauczania jest inteligentną, bezlitośnie celną, ale nie ostentacyjną krytyką podającej się za średnią klasy wyższej, kościoła i infantylnych lewicujących ruchów społecznych.

Panna Nowak (fantastyczna jak zawsze Mia Wasikowska), choć uczy niekonwencjonalnego przedmiotu, znajduje aprobatę dla swoich praktyk przede wszystkim dopasowując je do głoszonych przez jej podopiecznych wyświechtanych sloganów, pozostawionych bez cienia refleksji tez, prawdopodbnie zasłyszanych w domu od odklejonych od rzeczywistości rodziców. Głodówka staje się więc narzędziem samorozwoju, walki o klimat i sprzeciwem wobec konsumpcjonizmu.

Hausner imponuje celem, z jakim trafia diagnozami w archetyp rodzicielski „taty Maty”. Nie jest przy tym tak populistyczna jak Östlund przy „W trojkącie”. „Club Zero” nie tylko jest satyrą na bezrefleksyjną konsumpcję nośnych krótkoterminowych tez, ale także krytyką modelu wychowania, który gwarantuje najładniejsze zabawki, kolorowe mebelki i najdroższe szkoły dla „ambitnych”, w celu zaspokojenia własnego narcystycznego ego.

Istotą przekazu, a także dowodem na kunszt satyry Hausner jest scena, w której rada rodziców, debatująca nad grzechami Panny Nowak, zamiast skupić się na problemie wątpliwej relacji z dziećmi, zaczyna kłócić się czy poszła ona z uczniem na spektakl w teatrze, czy może w operze.

„Club Zero” będzie polaryzował, odrzucał i budził odruch wymiotny. Nie wejdzie w przebojowym stylu Owena Wilsona z „Zoolandera” na ekrany kin, jak zeszłoroczne „W trojkącie”, ale ma szanse stanąć kością w gardle bezpośrednio w nim portretowanych i tym, którzy ujrzą w filmowej fikcji swoje własne lekcje religii w szkole podstawowej.

Tags: , , , , , , ,

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com