Są na tym świecie rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Kto spodziewał się, że Coldplay po pierwszych dwóch fenomenalnych albumach, 20 lat później zacznie nazywać piosenki emotkami i nagrywać z bts? To samo zdziwienie tyczy się Jonathana Glazera, który po znakomitym „Sexy Beast” – debiucie o facecie, którego niezmącony niczym spokój emerytury zaburza wielki kamień w basenie i hiperenergiczny Ben Kingsley, nakręci jeden z najdojrzalszych i najbardziej poruszających filmow o holokauście.
„The Zone of Interest” to film o Auschwitz, który ani razu nie przekracza jego bramy. Po drugiej stronie muru z drutem kolczastym znajduje się usiany kwiatami i bujną roślinnością ogród i dom naczelnika obozu, gdzie toczy się zwyczajne życie rodzinne. Dzieci bawią się w ogródku, żona podlewa kwiaty, wyprawia do pracy męża i tylko w nocy domowników ze snu wyrywa, przebijająca firanki w oknach łuna wielkiego płomienia, unoszącego się z komina krematorium.
To właśnie brak jest najbardziej porażający w „Strefie Wpływów”. Gdzie są ci ludzie? Glazer stawia widza w zawstydzającej potrzebie zobaczenia. Dochodzące zza muru dźwięki strzałów i wrzasków ledwo co przebijają się przez gwar bawiących się w ogrodzie dzieci. Glazer do tego stopnia wykorzystuje zmysł słuchu widza, że w pewnym momencie pojawia się u niego pragnienie, by przejść na drugą stronę, by to co w domyśle znalazło potwierdzenie w obrazie. Nadzieja to złudna.
Podążając za tytułowymi „szczegółami znaczącymi” z książki Hanny Krall, brytyjski reżyser umieszcza w przestrzeni (nad którą, zza kręcących równocześnie wielu kamer, genialnie panuje Łukasz Żal) przedmioty – niemych, jedynych nieświadomych świadków zbrodni przeciwko ludzkości. Brzdęk łyżeczki do herbaty wtóruje strzałom, a słoneczniki kierują swoje kwiaty w stronę słońca, które akurat zasłania dym z lokomotywy kolejnego transportu.
„The Zone of Interest” to także formalny popis Glazera po pretensjonalnym i płytkim „Under the skin”. Abstrahując od realizacji zdjęć z kilku kamer równocześnie, jest to film odcinający się od stylistyki, która jakkolwiek mogłaby zbliżyć obraz do czasów minionych. Rozwiązania narracyjne, filtry nałożone na obraz, nawet bez głębszej próby interpretacji stanowią spójną i niewymuszoną część współczesnego języka Glazera.
„The Zone of Interest” niweczy pojęcie bycia biernym świadkiem. Obojętność jest niemożliwa. Można zamknąć na klucz każdą parę drzwi w domu, można puścić dzikie wino by zazielenić szarość muru, otępić sumienie, ale… Zasłaniając dłońmi oczy, nie zatka się uszu. Zaciskając ręce na uszach, nie zasłoni się oczu. A nawet najbardziej twarde żołądki, prędzej lub później zwymiotują resztki moralności ukryte w ciemnej mazi.
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *