Dyplomacja to taki taniec, który łącząc w sobie precyzję tango i siłę capoeiry, wymaga od obu wytrawnych tancerzy na tyle pewnego prowadzenia, by po postawieniu kilku tiptopów w tył oraz wykonaniu szeregu piruetów, znaleźć się tych kilka kroków dalej. Wenecka polityka stała się synonimem efektywnej układności na kartach słownika historii, uchodząc za najbardziej owocną, skuteczną i efektowną. Kto inny mógł zatem na ziemi, na której niegdyś papieże jednoczyli się z wielkimi tyranami, połączyć w idealnej harmonii miłośników trapu, graczy i amatorów filmografii Terrence’a Malicka jak nie Harmony Korine…

W dychotomii dosłowności i przepływu tego, co zakryte „Aggro Dr1ft” osiąga ekstremum na obu biegunach. W twardym, pisanym prostymi zdaniami pojedynczymi, monologu płatnego zabójcy (przywodzącym trochę na myśl ten Łapickiego z „Jak daleko stąd, jak blisko”), wielkie pytania natury egzystencjalnej znajdują odpowiedź w twerkujących pośladkach, szybkiej jeździe samochodem i prezentacji szerokiego wachlarza broni palnej.

To, co chroni dzieło Korine’a przed zostaniem pełnometrażową wersją teledysku Bobby’ego Shmurdy, to w pełni świadomy eksperyment w ramach i poza granicami gatunku (post)noir. Już sama obłędna wizualnie zabawa noktowizyjnymi zdjęciami, stanowi swoisty negatyw monochromatycznej palety barw kina czarnego. Jednak to plastyczność narracji, raz przywodzącej na myśl rozgrywkę GTA, innym razem kosmogonię „Drzewa Życia” ujawniają kunszt Korine’a. Meandryczny wywód płynie swoim nurtem, poza jaskrawymi obrazami morderstw, unoszącym się na niebie szatanem, a nawet poza słowami samego monologu. Przenikające chronologiczny porządek scen repetytywne wyznania czynią narracyjną konstrukcje nieuchwytną i brutalnie poetycką.

„Aggro Dr1ft” jawi się jako prokino, a może wręcz hyperkino, przesuwając granice medium do przodu. Podczas gdy „Samsara” Loisa Patino otwierała widza na nowe doświadczenie, pozbawiając go podstawowego zmysłu percepcji, film Korinea umożliwia odbiór przesycając, wpychając łapami całe audiowizualne dobrodziejstwo do mordy.

Jeśli kino powstało, by realizować eskapistyczne potrzeby ludzkości, to „Aggro Dr1ft” śmiało można uznać za wielką ucieczkę w krwawy świat trapowego ambientu, wielkich rozterek i Travisa Scotta syczącego wężowym językiem. Sam Korine, tym, ale i poprzednimi dziełami udowodnił, że zasługuje na tytuł szalonego woźnicy w zapierdalającej furmance kina.

Tags: , , , , , , ,

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com