Mroźne powietrze roku 1990. Chłód przeszywający na wylot poły płaszcza. Pierwszy rok „wolności”, pierwszy oddech w czasach stabilności. Jednak jak można zaczerpnąć haust powietrza czując dławiącą samotność, a nowa perspektywa zmiany niknie na bezbarwnym horyzoncie? W „Zjednoczonych Stanach Miłości” Tomasza Wasilewskiego blokowy krajobraz przytłacza, a nawet miłość ulega wypaczeniom.
Parafrazując słowa tekstu Martyny Jakubowicz – „W domach z betonu nie ma czystej miłości”. Wasilewski skazuje widza na obserwacje jej defektów ukazując historię czterech kobiet, próbujących zapełnić dławiącą je pustkę. Ich desperackie poszukiwania bliskości i ciepła w chłodnym otoczeniu przypominają patrzenie na walczącego o powietrze topielca. W tym absolutnie antypatycznym świecie ludzie to samotne wyspy otoczone oceanami braku zrozumienia i wsparcia.
W Polsce nie brak kina zaangażowanego w problemy prowincji, ale żaden inny obraz nie ukazywał skali zjawiska poprzez takie skupienie uwagi na bohaterkach. Fenomenalne kreacje aktorskie Kijowskiej, Cieleckiej, Nieradkiewicz i Kolak wydobywają z każdego epizodu pełnię mikro dramatu i dokładają element w panoramie polskiego społeczeństwa lat 90.
Wasilewski przeraża swym asortymentem psychicznych tortur bohaterów. Skazuje ich na długie męki osamotnienia. Kamera z chłodną obojętnością obserwuje deformacje i nie pozwala odwrócić od nich wzroku. Można postawić zarzut o zbytnie delektowanie się cierpieniem, aczkolwiek reżyser ,w swym perwersyjnym podglądaniu, stylem przypomina bardziej Hanekego ukazującego okrucieństwo takim jakim jest, a nie na wyrost.
„Zjednoczone Stany” i ich ekskluzywnie opakowany w kolorowy papier produkt. Bijący blaskiem z ekranów telewizorów, niedostępny i poza zasięgiem spragnionych go widzów. Dla kogo więc ta miłość?
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *