Pamiętam dobrze, kiedy w ramach przedmaturalnej prokrastynacji, przebiegając wzdłuż i wszerz facebooka, trafiłem na jednej z lewicowych grup na pytanie: „Co robiliście w chwili, gdy umarł papież?”. A pod nim odpowiedź: „Uprawiałam seks z moim chłopakiem”. Po krótkiej konsternacji przyszła jednak refleksja, że wyznanie to nie odbiega losowością i wyjątkowością od pozostałych komentarzy, wspominających zmywanie naczyń lub picie piwka w parku tamtego sobotniego wieczoru. Wracający po długiej przerwie na deski Nowego Teatru „Kabaret Warszawski” przywołał i przeobraził zapomnianą myśl, zadając nowe, ważne pytanie. Jak to jest uprawiać seks w momentach, w których zatrzymuje się cały świat?

Dwuaktowa struktura sztuki Warlikowskiego rozgranicza przedwojenne napięcia i dramat holocaustu z katastrofą 9/11, obierając za wspólny mianownik właśnie fizyczność. Tak, to jest sztuka o seksie. Ale nie będzie to szybki numerek, a pięciogodzinna przeprawa przez kosmologiczne, socjologiczne i osobiste bariery na drodze do ostatecznej satysfakcji.

W przeciwieństwie do innych sztuk K.W, “Kabaret…” unika prezentowania symultanicznie dziejących się wydarzeń w osi wertykalnej. Dominuje za to horyzontalna dynamika interakcji, która tym samym rysuje panoramę społeczeństwa Berlina w latach 30-tych i dwudziestopierwszowiecznego Nowego Yorku.

Berliński wątek prezentuje całe spektrum braków możliwości właściwego zaspokojenia erotycznego głodu, równocześnie znajdując w fizycznych afektach dominację nad wojenną karłowatością. W pierwszym, bazującym na „Kabarecie” Boba Fosse, akcie trudno uświadczyć obrazów spełnionych relacji seksualnych. Kabaretowe występy sceniczne pozostają w charakterystycznie wyuzdanej estetyce. Trójkąt Chrisa, Sally (wybitna Magdalena Cielecka) i Maxa opływa w akty egoistycznego dotyku i pozornego przywiązania cielesnego. Obok jeszcze pojawia się, grany przez Wojciecha Kalarusa, impotent i Pepe Marka Kality, którego próby ożywienia zetlałego pragnienia stają w kontrze z bezwzględnie zbliżającym się widmem holocaustu. Fascynującym jest związanie nazizmu – jego pierwotnej energii i ekspresji, z mocą seksualną. Podczas nienawistnych przemówień Hitlera, dyktator pogrążony jest w spazmach przywodzących na myśl bolesną ejakulację, ale pozostaje także uległy względem seksapilu Sally (w scenie przypominającej striptease Charlotte Rampling z “Nocnego Portiera”). 

Pepe żegna się ze sceną słowami „Do widzenia, wyjeżdżam na urlop, kiedy wrócę, wszyscy będą dla nas milsi”.

70 lat później, w świecie wolności, zbudowanym na przekonaniu, że “w najlepszym wypadku, przyszłość będzie wyglądać tak, jak dziś” nie jest ani milej, ani też łatwiej. Nowe formy relacji seksualnych zostają poddane nowym wyzwaniom i spowite cieniem epidemii AIDS. Parę Jamiego (Stuhr) i Jamesa (Piotr Polak) podzieli niespójna wizja na otwarty związek, a seksuolożka Sophie (Jaśmina Polak) będzie szukać “sposobu na orgazm”. Wszystko pozostaje nadal w queerowej i jakże kabaretowej estetyce. Jęki pornografii, krzyki wyzywającego tańca oraz próby zaspokojenia głodu seksualnego zagłuszają wybuchy samolotów wbijających się w dwie wieże i pentagon. Gdyby bohaterowie aktu drugiego mieli dostęp do facebooka i gdyby zobaczyli post z pytaniem “Co robił_ś 9 września 2001 roku”, odpowiedzieliby zgodnie “Bezskutecznie próbował_m uprawiać satysfakcjonujący mnie seks”. 

W genialnej scenie performensu Bardouila i Hajewskiej-Krzysztofik, ilustrowanej muzyką Radiohead z albumu “Kid-A” (nagranego rok przed tragedią!) kawałek szkła boleśnie wsuwa się po skórę, w serce i sedno. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu (everything in its right place). Wraz momentem uderzenia samolotów w wieże WTC, bohaterowie zostają mimowolnie złączeni we wspólnocie strachu (everyone has got fear), a tuż po nim następuje nagła potrzeba natychmiastowego nieistnienia – zniknięcia absolutnego. 

In a little while
I’ll be gone
The moment’s already passed
Yeah, it’s gone
And I’m not here
This isn’t happening

How to Disappear Completely – Radiohead

Zeszłoroczna edycja wrocławskiego przeglądu sztuki Survival orbitowała wokół hasła “PIGUŁY” – szukając w pracach artystów reakcji na wzrost liczby osób zażywających substancje psychoaktywne i psychodelików. Kiedy, obok świecącego konfetti u Warlikowskiego, opadnie i pył 9/11, spod dymu także wyłonią się ludzie, którzy odurzeni substytutami szczęścia, tanim seksem i czerwonym winem zapragną znaleźć się we właściwych ramionach. 

Red Wine and sleeping pills
Help me get back to your arms
Cheap sex and sad films
Help me get back where I belong

Motion Picture Soundtrack – Radiohead

Czy mają jakiekolwiek szanse na bliskość? Po symbolicznej scenie pogrzebu pokolenia zjełczałej fizyczności, w której każdy aktor kładzie się do trumny i z niej wychodzi, zostaje intymna samotność i odkryta przez nią naga seksualność. Głoszone (nadal) otwarcie wyznania pierwszy raz nie sprawiają wrażenia fałszywych. Zostają zadane istotne pytania, wraz z tym najważniejszym „Czy w tym mieście ludzie jeszcze kochają?” Nagle w tym wszystkim pojawia się znajoma syrenka i szklane wieżowce. Warszawa, Polska, 2023. Rok, w którym nie wiadomo, czy zaraza już była, będzie, a może trwa? Jeśli sloganem promującym “Nimfomankę” Larsa von Triera było hasło „Sekretnym składnikiem seksu jest miłość”, “Kabaret Warszawski” zdaje się być jego odbiciem lustrzanym, stawiając nie mniej słuszna tezę „Sekretnym składnikiem miłości jest seks”. 

Tags: , , , , , , , ,

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com