Gdyby Jacques Demy podał nam pomarańczę do poczęstowania się, a potem zabrał ją sprzed nosa (jak sami wiemy kto) to w krótkoterminowym rozrachunku zostałby uznany za okrutnika. Jak można nie dać się wgryźć w ten jakże piękny owoc? Ale Demy decyduje się na większy sadyzm – częstuje, pozwala nacieszyć się smakiem, kolorem, muzyką “Parasolek z Cherbourga” i gdy już kubki smakowe chcą przyzwyczaić się do słodyczy, to wyrywa nam z zębów owoc i tam zaczyna się wielki smutek.

Trudno byłoby znaleźć inny film, który dorównałby swoją słodyczą i naiwnością pierwszej połowie “Parasolek…”. Demy posługuje się wszystkimi wyświechtanymi kliszami zakazanej miłości, miłości nagłej, gorliwej i nierównej w świetle klasowego pochodzenia kochanków. W pinterestowych plenerach Cherbourga, wyprowadza śpiewającego Guya ze śpiewającego warsztatu samochodowego wprost do opery na randkę z Geneviève. Potem tańce, pocałunki, parasolki, wielkie obietnice o wielkiej miłości. I wojna.

Tu następuje wolta, postaci nadal śpiewają, Catherine Deneuve nadal wygląda zjawisko, Cherbourg nie traci uroku, a jednak chciałoby się ukłuć szpilką z sukni Geneviève i obudzić z tego pastelowego snu? Ale Catherine Deneuve się nie budzi, lecz ubiera suknie ślubną, spogląda w obiektyw i zdaje się mówić “oglądałeś? to teraz się przypatrz.”

Życie toczy się dalej. Trzeba ułożyć je sobie na nowo. Nic nie będzie już takie samo. Powidok wielkiej miłości czasami przesłoni oczy patrząc na inną kobietę lub na dziecko w ramionach innego mężczyzny tytułującego się ojcem. Ale normalność przychodzi z przyzwyczajeniem.

W finale Demy wystawia swoich bohaterów na największą próbę. Obecni partnerzy akurat znikają na chwilę z ekranu. Na stacje podjeżdża samochód, w nim znajoma nieznajoma twarz i nieznajomy znajomy ostatni fizyczny ślad wielkiego uczucia. Można porozmawiać, można uciec, tak by nikt niczego nie zauważył. Można niczym Benjamin Braddock porwać sprzed ołtarza wybrankę serca i wsiąść do pierwszego autobusu, by parę przystanków dalej znów wbić wzrok w pustkę. Ale czasy wielkiego romantyzmu i spontanicznych gestów w relacji Guy i Geneviève dawno się skończyły. Jest ta ładna choinka, ale została udekorowana przez żonę dla dziecka. Jest “wszystko w porządku”. Geneviève odjedzie do Paryża, a Guy przytuli dziecko i żonę. Wszystko jest w porządku. Czy mogło być lepiej, gdyby nie ta wojna, gdybyś nie był tym mechanikiem, gdyby nie te parasolki? Cały ten Cherbourg jak zaklęty w “gdyby”.

Tags: , , ,

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com