Mogłoby się wydawać, że Darren Aronofsky już parę lat temu w swojej twórczej odysei wkroczył na spowitą mrokiem ścieżkę kuriozalnego fanatyzmu religijnego. Rosnące statystyki oczywistych metafor i symboli w „Noe…” i „Mother” prognozowały malejące szanse na zmianę obranego przez reżysera kursu. Jeśli nadzieja faktycznie jest matką głupich, to wszystkim wierzącym w powrót Aronofsky’ego do twórczej sprawności należą się przeprosiny i zdjęcie stygmy naiwniaków. Premierujący na festiwalu w Wenecji „The Whale” nie tyle zapowiada powrót do korzeni, co może być początkiem nowego i najbardziej spełnionego artystycznie epizodu reżysera.

Mając w pamięci toporną próbę interpretacji Edenu i Genesis z Javierem „jestem który jestem” Bardemem, „The Whale” stoi w kontrze i prezentuje antygenesis – rozpad cielesności człowieka w czterech ścianach własnego mieszkania, którym daleko do rajskiego ogrodu. Charlie (genialny Brendan Fraser) jest nauczycielem angielskiego, który większość dnia zdalnie szkoli swoich uczniów. Już otwierające ujęcie definiuje paradygmat głównego bohatera. Odbywające się na pulpicie laptopa zbliżenie na czarny kafelek podpisany „instructor” płynnie przechodzi do zabałaganionego wnętrza mieszkania, powołując tym samym z komputerowego niebytu autora wypowiadanych słów – leżącego na kanapie otyłego i schorowanego mężczyznę. Tytułowy wieloryb oczywiście odnosi się do gargantuicznej aparycji Charliego – “olbrzyma” o łagodnym usposobieniu, który niczym bezbronny ssak wyrzucony przez fale na mieliznę by przeżyć potrzebuje ciągłej pomocy. Opiekę zdrowotną nauczycielowi zapewnia zaprzyjaźniona pielęgniarka (Hong Chau), a głód zaspokaja dostawca pizzy, codziennie informujący przez drzwi Charliego o dostarczonym zamówieniu. Wielorybia metafora nie tylko zostaje przywołana dosłownie na ekranie w kontekście „Moby’ego Dicka”, ale pozwala patrzeć na protagonistę jak na Jonasza uwięzionego w trzewiach własnego domu, którego nie jest w stanie opuścić (zmyślne użycie obiektywów deformujących perspektywę subiektywizuje odległości w pokojach). Charlie umiera, a w ostatnich dniach walki o przetrwanie jego cztery ściany niespodziewanie odwiedzą jeszcze gorliwy oazowiec z lokalnego kościoła i córka, którą nauczyciel widzi pierwszy raz po ośmiu latach.

„The Whale” pozwala widzowi wraz z głównym bohaterem odnaleźć sens w świadomym oczekiwaniu na zbliżający się koniec. Osoby odwiedzające chorego wpisują się w archetypy dobra, cynizmu i nastoletniego okrucieństwa łamanych przez zbliżającą się perspektywę utraty osoby obok. Sprzeczne motywacje i doświadczenia bohaterów prowadzą do bolesnych konfrontacji, w których na zewnątrz wydostają się czyste emocje. Aronofsky nareszcie dopuszcza agnostycyzm w kompasie etycznym swoich postaci! Choć w natchnionych monologach młodego oazowca, namawiającego Charliego do otwarcia serca przed Bogiem, słychać pogłos samego reżysera, to równie silnie pozwala wybrzmieć sceptycyzmowi wpisanego w system wartości pielęgniarki i nastoletniemu nihilizmowi córki. Dywersyfikacja i ustrzeżenie się jedynej słusznej narracji otwierają dzieło Aronofskego na szerszy odbiór emocjonalny. Wszystkie filozofie pozostają tak samo argumentacyjnie wartościowe. Bezskuteczne próby namówienia nauczyciela na hospitalizacje, którą ten kategorycznie odrzuca, budzą sprzeczne uczucia oburzenia ale i zrozumienia (wymowny komentarz polityczny nt. prywatnej płatnej służby zdrowia w USA). Bardziej istotne od obrania jednego z dwóch rozwiązań jest to, co bohaterowie zdążą zrobić i powiedzieć sobie zanim czas Charliego się skończy.

Choć Aronofsky obrał nową ścieżkę, to nie wyparł się swojego artystycznego credo. Amerykanin nadal stroni od subtelnie wplatanych w dzieło niuansów wybierając nad nie dobrze znany kabotynizm. Antypatyczny odbiór „The Whale” może rodzić zarzuty o efekciarstwo, ale obecny patos wreszcie nie płynie z pustych, dobrze znanych biblijnych frazesów, a z dobra oraz niekończącej wiary się w drugiego człowieka. Czułość, oddanie i naiwna wręcz ufność w zmianę charakteru nadają Charliemu cech wręcz mesjańskich i są one do tego stopnia imponująco szczere, że podniosłe portretowanie ich zdaje się być zasadne.

Wygląda na to, że Darren Aronofsky po prostu minął się z powołaniem. Będąc przez ostatnie lata głośno krzyczącym prorokiem, którego trudno było wziąć na serio, nareszcie sprawdził się w roli czułego narratora. „The Whale” to kino wiary w drugiego człowieka, tak silnej i ujmującej, że aż niezrozumiałej. Ostatnia dwugodzinna lekcja empatii, gdzie mimo szeregu niedoskonałości uczestniczących w niej bohaterów pozwala na samym końcu i w pełnej zgodzie z samym sobą powiedzieć: „człowiek – to brzmi dobrze”.

Tags: , , , , ,

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com