Każdy z nas, normalnie słysząc takie słowa, ma ochotę zakneblować szalikiem trochę za głośnego emeryta, który akurat wygłasza swoje credo w tramwaju. ale szczególnym wyjątkiem jest tu Ermanno Olmi.
Jego „Drzewo na saboty” to trzygodzinna mozaika historii mieszkańców wsi, których rytm życia podporządkowany jest czekaniu aż wielki pan przyjedzie i zabierze im 2/3 zbiorów. To, co nie czyni tych 180 minut katorgą jest fakt, że obserwowaną rutynę przeplatają przepyszne historyjki. gdzieś w tle dziecko (sobowtór Ahmeda z „Gdzie jest dom…” Kiarostamiego) przemierza w te i wewte 6 kilometrów z domu do szkoły i ze szkoły do domu. gdzieś jakiś dziadek używając kurzego nawozu planuje stać się lokalnym Jeffem Bezosem (ale takim dobrym) na hodowli pomidorów, a jeszcze dalej na łące nieśmiały chłopak codziennie życzy miłego wieczoru dziewczynie, w której jest zauroczony. I te błahe historyjki, ludowe mądrości mają niezwykłą wartość i przekazują wiedzę tak istotną, jak ważne jest noszenie czapki zimą. Każdy kto zakochał się w „Szczęśliwym Lazzaro” rozmości się wygodnie w „Drzewie na saboty” jak na mięciutkim stogu siana. Film Rohrwacher wręcz oddycha tym samym powietrzem, co film Olmo. Także wyglada na to, że Pan Ermanno to jest zajebisty dziadek, którego warto słuchać w każdym aspekcie. Dosłownie, gdyby Olmo pojawił się w moim życiu i powiedział „weź ślub i kredyt mieszkaniowy na 20 lat”, nie miałbym cienia wątpliwości, że nie jest to najlepsza dla mnie rada. Film znajduje się na netflixie, więc jeśli mając taką wiedzę wybierzecie jakiś wasz gówno serialik, to życzę wam z całego serca połamanych sabotów.
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *