“To nie jest film dla ciebie”. Agresywnie ogłasza napis znajdujący się pod rysunkiem banana, z którego wynurza się nóż. Plakat
“Mowy ptaków” jest przewrotnie odstraszającym zaproszeniem widza na szorstkie spotkanie na jego
własną odpowiedzialność. Marketingowy anturaż to nie fałszywa obietnica, mająca na celu zwrócić
uwagę swym prowokacyjnym przekazem. Film Xawerego Żuławskiego wykracza poza wyobrażenia
przed seansem i ostatecznie jest warty „skaleczenia się” do krwi.
„Mowa ptaków” przypomina głośny, nieprzyjemny wrzask wprost do ucha odbiorcy. W tym na pozór
chaotycznym krzyku tkwi jednak lament rozpaczy wynikający z obserwacji dziejącego się rozłamu
pokoleniowego i intelektualnego w narodzie. Dzieło Żuławskiego to świadectwo zanikającej części
społeczeństwa i jego ostatniego wołania o pomoc lub zwrócenie nań uwagi. Specyficzny scenariusz
nie jest bełkotem, lecz ekspozycją języka warstwy intelektualnej, obecnie anachronicznej,
prezentującej inny alfabet, tak autonomiczny, że niezrozumiały dla osoby trzeciej. Rozmowy, będąc
przesycone referencjami do tekstów kultury, są jedynym sposobem komunikacji osób zanurzonych w
sztuce (nauczycieli, reżyserów, pisarzy). Ciągłe nieporozumienia, wiążące się z napotykaniem
nowomowy pokazują na płaszczyźnie językowej konflikt ideologiczny i intelektualny. Skutki
zachodzących zmian Żuławski dostrzega w skłonności do popadania w radykalny nacjonalizm i
chamstwo. “Mowa ptaków” pokazuje reakcję obronną środowisk bezbronnych, uzbrojonych w lichą
broń kruchej kultury.
W odbiorze filmu kluczowym zdaje się być jego kontekst. Syn realizując scenariusz zmarłego ojca
pisze szeptem pośmiertny, intymny list do taty. Xawery Żuławski składa hołd Andrzejowi, magazynuje
wspomnienia, zamyka je w klatce srebrnego ekranu i pozwala im odejść.
Konstrukcja wykracza poza bezpieczną formę filmową. Postawienie twórców kina przed kamerą jest
już metafizycznym zabiegiem samym w sobie. Eksperymentalne dzieło cechuje synkretyzm różnych
form sztuki. Obraz odchodzi od klasycznej narracji i wkracza w obszary operowych arii lub teatralnych
monologów. Stąd i mniej oczywisty dobór obsady, skłaniający się ku aktorom zakorzenionym w
teatrze. Intertekstualna mozaika pozwala zaistnieć temu krzykliwemu wwierającemu się w mózg
wielogłosowi. Mianem fenomenu aktorskiego można określić genialną rolę Sebastiana Fabijańskiego,
który rozbija w proch gangsterską otoczkę, pokazuje szeroki wachlarz wysublimowanych środków
aktorskich i swoją wrażliwość. Jego bohater, alter ego reżysera, ma w sobie młodzieńczy bunt,
przekorę i samotność.
Psychodeliczną podróż przez wizje nowego świata ilustrują agresywne zdjęcia Mariana Prokopa, w
którego obiektywie miasto zamienia się w pełen niebezpieczeństw betonowy las. Towarzyszy im
genialna muzyka Andrzeja Korzyńskiego. Autor tworzy kompozycje elektroniczne, zaskakujące
jakością brzmienia, które mogą być uznane za jedne z najlepszych w historii polskiego kina.
Z odchodzącego świata wyrasta nowy. Umocniony w swych stereotypach i podziałach, poddający
intelektualizm ostracyzmowi. Czy jest zatem nadzieja dla kultury w tym nowym świecie? Trudno
udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Żuławscy przetrwania sztuki dopatrują się w jej
radykalnej sile. Stonowane kompozycje są skazane na zanik. Kultura wymaga dosłownego
zadeptania grobów, dawnych świętości i stworzenia na zwłokach tamtej, tej nowej, raniącej i „nie dla
nas”, która uzależnia odbiorcę, do której będzie on dążył, by móc się świadomie skaleczyć.
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *