Damian Kocur miał w swoim debiucie o tyle trudne zadanie, że bez względu na jakość owocu jego pracy nad filmem, musiał przede wszystkim obronić swoje dobre imię i udowodnić czy tym kocurem jest, czy nie. A skoro już sam Bedoes nawijał „musisz wiedzieć że cierpię na likantropie. co noc jestem jebanym kotem” to poprzeczka była zawieszona wysoko.
„Chleb i sól” w naturalistyczny sposób ukazuje jak stopniowo dom – azyl zmienia się w miejsce obce, a co za tym idzie zmienia i nas samych. Powrót głównego bohatera z wielkiego świata do małego miasteczka (pozdro dla Igora Kierkosza który wskazał ładną paralelię do „Powrotu do Reims” Eribona) nie odbywa się w testovironowej manierze. Tymon nie przyjeżdża szybką furą, by nauczyć polaków robaków obliczać całki i grać chopinowskie nokturny. Kocur bardzo fajnie pozwala w dialogach o przyszłości i teraźniejszości, tych spojrzeniach na dobrze znajome bloki, zdać sobie sprawę, że są one mniej znajome albo już wcale.
Najlepszy najpiękniejszy Zbysiu Zamachowski śpiewał:
W małym miasteczku są mali ludzie
[…]
Chodzą do przodu marzą o cudzie
Mają dwie nogi nie mają kina
Na chleb pracują jak wszyscy w trudzie
[…]
Co marzą o wielkich cudach
Chcą mieć samochód przyjaciół w pracy
Lub gdzieś wyjechać i żyć jak w raju
By z zagranicy pisać Rodacy
Wciąż marzą i wciąż zostają
[…]
Lubią się najeść i piją wódzię
W dzień się kochają a marzą nocą
I wiedzą też że żyć muszą w trudzie
Tylko nie wiedzą po co
I tak samo jest w tym małym miasteczku. Jest dużo do roboty. Można zjeść kebsa albo iść nad jezioro albo na boisko. I tak to się kręci ale po co?
Po co? To pytanie można sobie zadać, gdy film schodzi na konflikt międzyrasowy. Tu Kocur z jebanej pantery zamienia się w kanapowca i zaczyna być bardzo przewidywalny. I po tak finezyjnie wstrzymywanych przepływach w tym, co między bohaterami, otwiera tamę oczywistości, którą zalewa film.
I trochę szkoda, bo można byłoby wyjść z kina z tą walizką nieoczywistości (i tym cytatem „przecież jak dziecko może nie kochać” ahh) a jednak w plecaku znajdują się kamienie. Jednakże reżyseria niektórych scen pozwalają zabrać do domu także przekonanie, że drzemie w panie Damianie wielki potencjał reżyserski i kurczę fajnie, że to nie jest jednak kolejny smarzowski a ktoś świeży. Tym samym postuluję o podtrzymanie nazwiska przez Damiana Kocura, bo choć się potknął to spadł na cztery łapy.
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *