“Dlaczego dobzi mogą być dobzi, a źli nie mogą?”
Choć to naiwne, ale i jakże trafne pytanie pochodzi z “Innych ludzi” Doroty Masłowskiej, to gdyby zadał je Franciszek Biberkopf w książce Doblina, nie naruszyłby nim ani trochę ram uniwersum. Kamil wychodzi z bloku i poszukując idealnych słów i bitów na swoją płytę, odnajduje po drodze przykrą prawdę, że “dobro”, “miłość” oraz inne słodkie kwantyfikatory są towarem deficytowym, one są ludzi z zarządu, dla Pana Panie Areczku najwyżej zbity pysk i sine limo. Franz wychodzi z więzienia, zaczyna nowe życie, ale zanim jeszcze wyszedł zza krat, ktoś wykonał telefon do Ryszarda Forbricha w zaświatach i ustawił wynik w najważniejszym finale unserer Berliner.
Zanim jeszcze Herr Bartosz Porczyk wyjdzie na scenę (i zapyta dlaczego scena jest na widowni, a widownia na scenie), pojawiają się dwa anioły zwiastujące nadchodzącą historię wielkiego upadku. Para odpowiedników Damiela i Cassiela z “Nieba nad Berlinem”, która wygląda jakby zamiast z koncertu Nicka Cave’a urwała się z rave’u w Berghain, będzie towarzyszyła Biberkopfowi w każdym upadku, podziwiając jego, z góry skazany na porażkę, wysiłek. Na niebie nad Berlinem nie widać słońca, spektakl Korczakowskiej to historia zachodu i nocy.
Berlin Alexandeplatz jest rave-burleską utrzymaną w queerowej (kojarzącej się notabene z filmami Fassbindera) estetyce. Franz jest na tej rewii tresowanym psem, podawaczem krawata, odpowiada na pytania, z żołnierskim posłuszeństwem upadla się, żeby znaleźć się w horyzoncie uwagi ludzi mających go w dupie. Każdy na Alexanderplatz ma jakieś wyobrażenie o sobie samym. “Nie jestem kurwą, jestem artystką nastrojową” powie kobieta, której Franz właśnie zapłacił za seks, a i sam Franz też o sobie chętnie będzie mówił per ten dobry i niewinny, mając na rękach krew. W lateksie, brokacie, serpentynach, Bieberkopf miota się, a życie go kopie.
W ostatnim akcie, w którym Porczyk siedzi na wielkiej wieży z rusztowania, a niżej przeprowadzana jest operacja na tym, co kiedyś było jego ciałem, Franz kilkanaście razy wypowie słowa “Wolałbym nie”. “Wolałbym tego nie robić, wolałbym nie odpowiadać na to pytanie…”. Ale wolna wola nie istnieje, Franz nie przegrał bo wybrał reszkę, bo Reinhold wyrzucił go z samochodu, bo wszedł w owoce. Takie rzeczy po prostu się dzieją. Albo z woli aniołów, albo z chęci bycia dobrym człowiekiem. Ale, jak już przecież ustaliliśmy, to na nic.
Synkretyzm gatunkowy, odważna forma, czasami przypominająca live reality show, cytaty ze “Wściekłych psów” Tarantino i wspomnienia innych wydarzeń popkultury, bynajmniej nie zamykają spektaklu tylko we współczesnych ramach. Alexanderplatz zaczyna i kończy się tam, gdzie symboliczne przejście przez czerwone serpentyny powieszone w futrynie Teatru Studio. Nowy Babilon dzieje się na scenie, która powinna być widownią i jest oglądany jest ze sceny. Każdy z widzów upada za Porczykiem, zrzuca skórę i wychodzi jako ktoś inny, ktoś nowy. Nowonarodzony człowiek. Będzie dobry? Będzie porządny? Albo tak mu się tylko wydaje…
Leave a Reply
Your email address will not be published. Required fields are marked *